Gdzieś głęboko w sobie poczuła, że stwór z zębiskami przeciąga się i ziewa. Uśpiony drapieżnik, który wyczuł krew. Tak to się zawsze zaczynało. I nijak nie mogła tego powstrzymać.
Po śmierci ojca Thomas musi szybko dorosnąć. Ima się najróżniejszych zajęć, by utrzymać siebie i ciężko chorą matkę. W końcu dostaje propozycję dobrze płatnej pracy: jako tłumacz osiemnastoletniej uczennicy szkoły baletowej, posługującej się wyłącznie językiem migowym. Thomas – który od dziecka umie porozumiewać się w ten sposób – nie waha się długo.
Aby otrzymać tę posadę, trzeba przyjąć pewne warunki. Thomas nie będzie mógł odstępować Vivienne na krok. A ona nie bardzo ma ochotę być niańczona. W dodatku pilnie strzeże swoich sekretów, takich jak straszne przeżycie z dzieciństwa, które sprawiło, że przestała mówić. W dodatku w lustrze widzi coś, co nie jest jej twarzą – coś, co szczerzy na nią zęby.
Recenzja książki Cała jestem śmiercią
Znacie takie książki, które wciągają od pierwszego akapitu, ale jednocześnie zostawiają czytelnika z tym lekkim niepokojem? Takim, który czuć gdzieś w żołądku, kiedy historia zaczyna skręcać w ciemniejsze rejony? „Cała jestem śmiercią” to właśnie taki tytuł. Niby young adult, niby romans, niby horror, a jednak całość układa się w zaskakująco spójną, mroczno-cukierkową opowieść, w której groza sąsiaduje z delikatnością, a trauma miesza się z potrzebą bliskości.
O czym jest książka
Thomas po śmierci ojca musi błyskawicznie stanąć na nogi. Pracuje, łapie każde zlecenie i próbuje utrzymać chorą matkę. Kiedy dostaje propozycję dobrze płatnej pracy jako tłumacz języka migowego dla osiemnastoletniej Vivienne nie zastanawia się długo. Dziewczyna nie mówi od czwartego roku życia, a jej ojczym stawia jeden twardy warunek. Thomas ma nie odstępować dziewczyny na krok.
Vivienne nie ma jednak zamiaru być pilnowana. Skrywa traumę, której sama do końca nie rozumie. Widzi w lustrze twarz, która nie należy do niej. Czuje, że w środku drzemie coś obcego – coś, co budzi się na zapach krwi. Thomas również nie jest z papieru. Ma swoją przeszłość, swoje powody, by przyjąć tę posadę i… swoje własne tajemnice.
Między dwojgiem bohaterów rodzi się trudna relacja. On ma ją chronić i jednocześnie szpiegować. Ona robi wszystko, by go odepchnąć – z lęku, nie niechęci. W tle pojawia się bractwo, nowe postacie i coraz bardziej niepokojące odkrycia na temat tego, co naprawdę wydarzyło się w dzieciństwie Vivienne.
Moja opinia i przemyślenia
Lubię, kiedy książka bawi się konwencją – i Kelly Andrew robi to naprawdę sprawnie. Bubblegum horror to podgatunek, który brzmi jak żart, ale tutaj działa zaskakująco dobrze. Cukierkowa estetyka, młodzieżowa energia i nagłe momenty grozy tworzą ciekawy kontrast. Nie jest to historia, która przeraża do szpiku kości, ale potrafi wywołać nieprzyjemny dreszcz, zwłaszcza gdy czyta się po zmroku.
Autorka prowadzi fabułę powoli, pozwala czytelnikowi odkrywać tajemnice Vivienne kawałek po kawałku. Nic nie jest podane od razu – i to buduje klimat. Nieśpieszny, delikatny romans w tle wypada naturalnie; nie zasłania głównego wątku, tylko ładnie go uzupełnia.

Podobało mi się też, że Andrew wyraźnie akcentuje kwestię komunikacji. Sama nie słyszy od czwartego roku życia, dlatego w relacjach bohaterów – w migach, gestach, spojrzeniach – jest dużo autentyczności. Vivienne to literacka forma jej własnego demona, co czuć w każdej bardziej emocjonalnej scenie.
Kilku elementów mi brakowało, zwłaszcza drobnych szczegółów świata przedstawionego, ale jednocześnie widać, że autorka celowo skupiła się na wewnętrznej walce bohaterki. I to działa – zwłaszcza w finale, który wypada mocno i satysfakcjonująco. Dorośli, którzy zawiedli, w końcu ponoszą konsekwencje, a Vivienne dostaje przestrzeń, by naprawdę zacząć żyć.
Podsumowanie
„Cała jestem śmiercią” to nietypowa, intrygująca mieszanka gatunków. Trochę horror, trochę YA, trochę romans – i wszystko doprawione specyficzną estetyką bubblegum, która dodaje historii lekko ironicznego błysku. Dla osób, które nie przepadają za krwawymi, ciężkimi horrorami, ale lubią wyjść poza strefę komfortu – wybór idealny. Historia zostaje w pamięci na długo. Zaś Vivienne i Thomas jeszcze długo będą kojarzyć mi się z tą dziwną, niepokojącą, a jednocześnie przyciągającą atmosferą.




