To był dzień jak każdy inny. Może trochę bardziej słoneczny. Trochę cieplejszy. Wyszłam wcześniej z pracy, było około 15:00. Szłam jak zawsze przez park. Wiatr delikatnie unosił moje włosy. Jedwabny szal gładził moją szyję, a sukienka lekko tańczyła wokół kolan. Wsłuchiwałam się w stukot obcasów. To jeden z tych dźwięków, który mimo swojej jednostajności nie irytuje. Przypomina mi bicie serca, którego brzmienie zawsze mnie uspokaja. Mijałam drewniane, samotne ławki, matki z wózkami i psiaki, biegające w najlepsze. Park był porośnięty potężnymi dębami. Wtedy na jesień, przybrały żółte barwy, przez co okolica wydała mi się jeszcze bardziej słoneczna niż zwykle. Oddychałam głęboko i przymknęłam powieki. Usłyszałam grupkę dzieci bawiących się na trawie i uśmiechnęłam się lekko. Pamiętam jeszcze jak sama będąc małym szkrabem pałaszowałam w ogródku i nikt nie mógł przewidzieć co zaraz wpadnie mi do głowy. Minęłam dzieci i za zakrętem alejki usłyszałam śpiew. Krystalicznie czysty głosik śpiewał piosenkę, którą dawniej śpiewała mi mama.
Tam gdzie rosną dęby ze złota
Gdzie sny jawą się stają.
Tam mieści się szklana grota,
Gdzie marzenia się spełniają.
Rozejrzałam się i pod dwoma rozłożystymi drzewami na wpół leżała dziewczynka. Miała zamknięte oczy a jej czarne loczki opadały na okrągłą twarzyczkę. Miała może 7 lat. Jej biała sukieneczka sięgała przed kolana. Nóżki miała bose. Obok nich leżały ubłocone buciki w kwiatki.
Znajdź ją drobna istotko,
Jest tam gdzie horyzont i słońce
Spotykają się mimo wszystko.
Gdzieś na kryształowej łące.
Zdjęłam obcasy i bosymi stopami dotknęłam łaskoczącej trawy. Podeszłam do dwóch dębów i usiadłam naprzeciwko dziewczynki. Próbowałam zrobić to bezszelestnie, ale mimo to otworzyła oczy podczas śpiewania ostatniej linijki. Uśmiechnięta kontynuowałam piosenkę.
Góry tam nieba dotykają,
Które rumieni się przy zachodzie.
Zwierzęta głosem przemawiają
A słońce przegląda się w wodzie.
Oczy dziewczynki rozbłysły niczym milion gwiazd. Przysięgam, że nigdy nie widziałam tak błękitnych oczu. Uśmiechnęła się szeroko. Przyjrzałam się jej twarzy. Wyglądała jak porcelanowa. Nie miała żadnej skazy, tylko kilka piegów na nosku.
Znajdziesz tam istotę życia,
I jasny blask jutrzenki.
Śpiewać dalej masz ochotę
Lecz nadszedł kres piosenki.
– Znalazłaś je kiedyś? – zapytała mnie dziewczynka.
– To miejsce? – odpowiedziałam pytaniem. Główka dziecka pokiwała energicznie i podrywając loki do góry.
– Bardzo chciałabym je znaleźć. Mogłabym spełnić wszystkie marzenia, czy to nie byłoby super? Poza tym tam musi być prześlicznie! I chciałabym porozmawiać ze zwierzętami. A najbardziej to z ptakami. Chciałabym szybować wysoko, wysoko jak one. To jak? Byłaś tam? – Oczy dziewczynki rozszerzyły się do niewiarygodnych rozmiarów i dostrzegłam w nich iskierki nadziei, których postanowiłam nie zabijać choćby nie wiem co.
– Pewnie. Jesteśmy tu nawet teraz, razem. – Odpowiedziałam wesoło. Dziecko popatrzyło na mnie ze zdumieniem.
– Nie prawda. – odrzekła z żałością w głosie. Zaraz potem jej wzrok padł na moje buty na obcasie, które położyłam obok siebie. – Jejkuuuu, jakie cudowne. Moje nie są takie ładne jak twoje. Trochę je ubłociłam i są w takie paskudne kwiatki. Tak, są zupełnie inne niż twoje.
– Mi się podobają. Też bym chciała mieć takie kolorowe w kwiatki. Zamienimy się?
Twarz dziewczynki na nowo rozpromieniła się i po raz kolejny jej główka zaczęła przytakiwać. Szybko odpięła swoje buciki w kwiatki i podała mi. Wzięłam je z rozbawieniem i przekazałam jej swoje szpilki. Mała wskoczyła w nie i przybrała minę damy. Wyprostowała się i zaczęła stąpać po trawniku odrobinę niezdarnie. Zaraz potem wybuchnęła śmiechem i zaczęła biegać wokół drzewa, pod którym przed chwilą siedziała. Robiła już czwarte kółko, kiedy w końcu się zmęczyła i zarumieniona na twarzy usiadła z powrotem pod drzewem. Oddała mi szpilki i na powrót spochmurniała.
– Jak będę duża to będę w takich chodzić cały czas i do spania też ich nie zdejmę. I pójdę w nich do tego miejsca z piosenki, bo to przecież nie może być tutaj, mimo że faktycznie całkiem tu ładnie.
– Ależ to tu! Spójrz tylko na te dęby!
– Są całkiem żółte… I nie widzę, żadnej groty.
– Spójrz jeszcze raz. Zobacz jak promienie słońca pięknie igrają na powierzchni listowia. Odbijają się i wyglądają prawie jak szczere złoto! A w grocie właśnie siedzimy. Te dwa dęby łączą się koronami. Pod nimi jest prawie jak w grocie, nie uważasz?
– No może… Ale tu nie ma takich gór, które dotykają wierzchołkami nieba. A tym bardziej rozmawiających ptaków. – Dodała z wyrzutem.
– Jak to? Spójrz na ten pagórek. Nad nim jest czyściutkie, niebieskie niebo. Dotykają się na sto procent. Ćśśśś…To ptaki świergoczą. One rozmawiają, tylko po swojemu. Rozumieją siebie nawzajem. Pewnie opowiadają sobie o dziewczynce w ślicznych bucikach w kwiatki. A tam, spójrz na staw. Widzisz słoneczko w wodzie? Jestem pewna, że sprawdza czy dobrze wygląda tam na górze.
– Masz rację. To musi być tutaj! Tylko gdzie jest kryształowa łąka? I słońce nie spotyka się z horyzontem… To chyba jednak nie tu.
– O zachodzie słońce spotyka horyzont. Sama zobaczysz jak tylko dłużej tu posiedzisz. Kilka kwiatków tu rośnie. I to całkiem białych. Biały kolor bardzo przypomina kryształy. Kiedyś na pewno była tu łąka. Jestem przekonana. Poza tym spełniło się moje marzenie.
– Jakie? – Zaciekawiona dziewczynka mówiła już szeptem.
– Przez chwilę miałam buciki w kwiatki. – Odpowiedziałam równie cichutko jakby to była najbardziej skrywana tajemnica. Uśmiech dziewczynki był bezcenny.
– W takim razie moje też się spełniło. Byłam prawdziwą damą w butach na obcasie. – Powiedziała z dumą.
– Najprawdziwszą. – Odparłam, ale myślami byłam już gdzie indziej.
Faktycznie miejsce pasowało do piosenki jak ulał. No, z drobnymi naciągnięciami. W takim razie gdzie jest ta istota życia, o której mowa? Bardzo chciałam wiedzieć. Nie byłam już dzieckiem i wiedziałam, że to tylko pioseneczka. Chciałam być tak beztroska jak dziewczynka z loczkami i cieszyć się paradowaniem na wysokich butach. Jednak wciąż przerażała mnie ta niewiedza. Żyję i chodzę do pracy. Wszystko jest takie zwyczajne i jakoś toczy się własnym torem. Jak zwykle. Normalna codzienność. Tak już po prostu jest.
Dziewczynka o porcelanowej twarzyczce wstała i zaczęła zrywać białe kwiatki. Krzątała się wokół dębów. Czasem coś mruczała pod nosem i raz na jakiś czas na mnie spojrzała. Za kilka minut wróciła trzymając za plecami rączki. Uśmiechnęła się do mnie i zrobiło mi się cieplej. Wyciągnęła do przodu dłonie. Trzymała w nich śliczny, biały wianuszek. Włożyła mi go na głowę. I zaśpiewała dwa wersy z ostatniej zwrotki naszej piosenki.
Znajdziesz gdzieś ten zakątek,
Musisz tylko chcieć.
– Wyglądasz naprawdę ślicznie. To za to, że pokazałaś mi to miejsce.
– To Ty mi je pokazałaś. Byłaś w nim pierwsza. Ja tylko przyszłam za Tobą.
– Gdyby nie Ty nigdy bym go nie odkryła. Muszę biec do domu, bo mama się rozzłości. Papa.
I pobiegła boso, trzymając w rączkach ubłocone buciki w kwiatki. Patrzyłam jak jej sukieneczka tańczy na wietrze i rozwiane loczki raz po raz uderzają o jej małe ramionka. Nie odwracała się. Po prostu biegła przez to magiczne miejsce. Wśród złotych dębów, pod rumieniącym się niebem. Przez kryształową łąkę między śpiewającymi ptakami. Wtedy to zrozumiałam. Istotą życia jest umiejętność cieszenia się z niego. Trzeba potrafić dostrzec to co magiczne w zwykłych na pozór miejscach. Znajdywać w każdym dniu coś dobrego. Dobro spotkało mnie tego dnia w postaci tego małego dziecka. Uświadomiło mi jak piękny jest świat. Chciałam się poczuć beztrosko jak ona. Chciałam taka być. Wzięłam moje buty na obcasie, marząc, żeby teraz były w kwiatki i z odrobiną błota. Poszłam nad staw, gdzie przeglądało się słońce i spojrzałam na swoje odbicie w wodzie. Biały wianek zdobił moją głowę. Uśmiechnęłam się. Dokończyłam piosenkę patrząc na niego. Był taki piękny.
Bo wszystko co ma początek,
Swój koniec musi mieć.