Każda opowieść ma swoje reguły. I nie zawsze warto je łamać…
Emma Krasenko coraz lepiej odnajduje się w roli Lorett Nanose – czarodziejki na dworze okrutnego diuka Puissanta. Choć on nie spuszcza jej z oka, Emma zdobywa zaufanie rycerzy i służby, a jej pozycja w krainie, która miała być częścią literackiej fikcji, staje się coraz silniejsza.
Łatwo mogłaby zapomnieć, że to tylko książka, którą czytała w przeszłości… Jednak magiczny świat nieustannie jej o tym przypomina.
Gdy Leonard Montenegro – kapitan straży – okazuje jej coś więcej niż lojalność, Emma przekonuje się, że podejmowane przez nią decyzje mają niebagatelny wpływ na losy bohaterów książki.
Już wkrótce Emma stanie przed wyborami, które wystawią na próbę jej siłę, serce i zaufanie do otaczających ją postaci… Czy odmieni ich los, czy może pociągnie ich w stronę tragicznego zakończenia?
Recenzja książki Ciernisty pałac
Emma lub jak kto woli Lorett, już coraz śmielej poczyna sobie w posiadłości diuka oraz z wszystkimi wokoło. Jakby zapomniała, że powinna grać rolę kiedyś zapisaną na kartach powieści. Do czego to doprowadzi? Czy nie czeka jej zguba, gdy przeszłość się o nią upomni?
Mówiąc szczerze, nie brałam pod uwagę przeszłości dziewczyny, w której skórze znalazła się Emma po przeniesieniu się na karty powieści. A w zasadzie powinnam, bo wzięła się znikąd. Pojawiła się i została zatrudniona. Co było wcześniej? Nie zaprzątałam sobie tym głowy. Błąd. Duży błąd. To właśnie w tym tomie przeszłość puka do drzwi i robi to dość gwałtownie. Wręcz wali obuchem między oczy, a czytelnik może tylko mrugnąć niepomiernie zdziwiony. A trzeba było się przyłożyć i pogłówkować. Choć muszę przyznać, że na coś takiego bym raczej nie wpadła.
Czy drugi tom może zaskoczyć?
Autorka zaskakuje. Fabuła zmienia się, wszystko się chwieje w posadach. Tylko czegóż tu się spodziewać, gdy dziewczyna zachowuje się diametralnie inaczej, niż jej książkowa wersja. I to już powinno wzbudzić mój niepokój, naprowadzić na jakiś cień niepokoju. Ale nie. Twardo nie brałam tego pod uwagę, aż nagle uderzyło mnie to z całą mocą. Bo czy da się zachować ciągłość fabuły wymyślonej przez autorkę lata temu, gdy zachowuje się zupełnie odmiennie od pierwowzoru? No nie. Tylko jak się tak zachowywać, skoro podstępny los nie pokazał przeszłości, a wręcz usilnie bronił do niej dostępu…
W tym tomie dużo się dzieje, akcja nabiera tempa, a teorie spiskowe mnożą się, jak grzyby po deszczu. Wyraźnie widać, że autorka z każdą stroną poprawia swój styl, lepiej formułuje myśli, jest coraz mniej tych denerwujących mnie wzmianek o ukrywaniu uśmiechu w ręce. Dojrzewa. A wraz z nią dojrzewa fabuła, grzeje się. Aż do czerwoności. Pędzi, kluczy, zawraca. I zostawia w ciągłym niedosycie i natłoku myśli. Wsiąknąwszy raz w tę powieść – zostajesz w niej na zawsze. Zastanawiając się, czy jeden ruch, inna decyzja, jeden mniej uśmiech mógłby wszystko zmienić.
I jeszcze parę słów o diuku. Tak na koniec. Uwielbiam tę postać. Psychologiczne mistrzostwo. Uwielbiałam przewracać kolejne strony i patrzeć, jak pod wpływem dobra, cienia uśmiechu i braku uprzedzeń się zmienia. Bo Lorett dała mu nadzieję. Przemiana tej postaci mnie wzrusza i daje wiarę w to, że może choć jeden nastolatek po przeczytaniu tej książki również dostrzeże światło w tunelu. A może w kogoś uwierzy i to światło przekaże dalej.