Opowiadania

Błękitne Marzenie

Błękitne Marzenie

Był ciepły, wrześniowy wieczór. Słońce zbliżało się ku zachodowi, czerwonymi promieniami oświetlając budynki Częstochowy. Mieszczący się przy ulicy Cichej Dom studencki „Solaris” rozlokowany był w dwóch sporych, świeżo pobielonym budynkach. Leżał niedaleko stacji kolejowej. Mimo to Eliza z trudem doszła tam z dworca. Jej sportowa, przewieszona przez ramię torba była cholernie ciężka. W końcu niosła w niej wszystko to co miała.

Piosenka

Piosenka

To był dzień jak każdy inny. Może trochę bardziej słoneczny. Trochę cieplejszy. Wyszłam wcześniej z pracy, było około 15:00. Szłam jak zawsze przez park. Wiatr delikatnie unosił moje włosy. Jedwabny szal gładził moją szyję, a sukienka lekko tańczyła wokół kolan. Wsłuchiwałam się w stukot obcasów. To jeden z tych dźwięków, który mimo swojej jednostajności nie irytuje. Przypomina mi bicie serca, którego brzmienie zawsze mnie uspokaja. Mijałam drewniane, samotne ławki, matki z wózkami i psiaki, biegające w najlepsze. Park był porośnięty potężnymi dębami. Wtedy na jesień, przybrały żółte barwy, przez co okolica wydała mi się jeszcze bardziej słoneczna niż zwykle. Oddychałam głęboko i przymknęłam powieki. Usłyszałam grupkę dzieci bawiących się na trawie i uśmiechnęłam się lekko. Pamiętam jeszcze jak sama będąc małym szkrabem pałaszowałam w ogródku i nikt nie mógł przewidzieć co zaraz wpadnie mi do głowy. Minęłam dzieci i za zakrętem alejki usłyszałam śpiew. Krystalicznie czysty głosik śpiewał piosenkę, którą dawniej śpiewała mi mama.

Noc pozbawiona gwiazd

Noc pozbawiona gwiazd

Wiatr wpadał przez otwarte okno poruszając cienką, białą zasłoną. Noc była czarna jak smoła. Nieoświetlona przez żadną z gwiazd. W oddali słychać było ujadanie psów i trzepot skrzydeł nietoperzy.

Jeden dzień

Jeden dzień

6:40

    Budzik. Z największym oporem macam ręką po zimnym parapecie i po chwili udaje mi się go wyłączyć. Leżę jeszcze przez 5 minut. Ten koc jest taki miękki i ciepły, chyba wezmę go ze sobą do szkoły. W końcu otwieram jedno oko, potem drugie. Unoszę głowę z takim trudem jakby była z ołowiu. Patrzę na tarczę zegara.