Z królestwa Middren mieli zniknąć bogowie. Jego władca kazał wyplenić wszystkich. Teraz jednak okazuje się, że sam zawarł nieświęty pakt z najniebezpieczniejszym z nich.
Bogobójczyni Kissen, która pomściła śmierć rodziny zamordowanej przez boginię ognia, obawia się, że moc Hseth może się odrodzić. Z jeszcze większą siłą i pragnieniem zemsty. Tymczasem przyjaciele Kissen borykają się z własnymi problemami. Inara i jej bożek niewinnych kłamstewek, Skedi, próbują dowiedzieć się czegoś więcej o łączącej ich więzi. Zaś Elogast, do niedawna rycerz króla Arrena, otrzymał najtrudniejsze w swoim życiu zadanie – ma zabić człowieka, którego niegdyś nazywał przyjacielem.
Wszyscy troje znów będą musieli wykazać się sprytem i mądrością. Przebudzeni bogowie zaczynają bowiem szeptać o nadchodzącej wojnie…
RECENZJA
Bogowie mieli zniknąć z Middrenu, bogobójcy, tacy jak Kissen, mieli się tym zająć. Jednak co zrobić, gdy król nosi w sobie bóstwo, ba, sam jest bogiem? I co zrobić z małym Skedim i więzią łączącą go z Inarą? I jak odnajdzie się w tym wszystkim Elogast, któremu życie w poprzednim tomie, jak całej reszcie zresztą, wywróciło się do góry nogami?
Już w poprzednim tomie na pierwszy plan wysuwało się pytanie, czy świat może istnieć bez bogów, czy ludzie poradzą sobie bez wiary w coś, na co można zrzucić odpowiedzialność za niepowodzenie lub u czego za różne ofiary można wiele ubłagać. I zdawać by się mogło, że wizja świata, gdzie każdy bierze odpowiedzialność za swoje czyny zdecydowanie przemawia do króla Arrena, wielkiego pogromcę bogów. A jednak autorka miała dla nas wielką niespodziankę. To dzięki temu zabiegowi wszystko zdaje się stawać na głowie, dawne sojusze się rozpadają, a tworzą się nowe, na nowych zasadach. I w tym wszystkim musi się odnaleźć nie tylko Elogast, ale również Inara ze swoim bożkiem małych kłamstewek. Świat staje na krawędzi wojny, bogowie rosną w siłę, odradzają się ci najbardziej niebezpieczni, a Kissen, która jako jedyna sobie jakoś z tym wszystkim radzi jest daleko od przyjaciół i rodziny. Bowiem zmiany i spiski dochodzą do jej najbliższych i muszą się oni opowiedzieć po którejś ze stron.
W tym tomie bardzo dużo się dzieje, co chwilę przeskakujemy od jednego wydarzenia do drugiego, ale o ile w pierwszym miałam na początku problemy z wejściem w fabułę, tak tutaj tego nie ma. Z łatwości a przechodziłam z jednego wątku w drugi, bez problemu nadążając za akcją. Czytało się przesz to bardzo przyjemnie, choć nie powiem, czasami denerwowało mnie to, jak zachowuję się bohaterowie. Czasem zbyt emocjonalnie podchodzili do pewnych spraw, a czasem, gdy właśnie według mnie wymagała tego sytuacja, przechodzili nad czymś do porządku dziennego. Brakowało w tym spójności z ich charakterem, ale nie psuło znacząco całej akcji.
Najbardziej ze wszystkich postaci w tej części lubię Elogasta, zresztą, od początku wydawał mi się godny uwagi, jest w nim coś takiego, co mnie do niego przyciąga i w „Niosącym Słońce” zdecydowanie nie zawodzi. Chyba jako jedyny jest cały czas zgodny z tym, jak został opisany, choć nie znaczy to oczywiście, że się nie zmienia. Zmienia się i to w nim lubię najbardziej, ale jest to płynne, dostosowane do tego, co się z nim dzieje. Dorasta tez Inara i zmienia się przez to jej więź ze Skedim, choć ta para najczęściej mnie denerwowała.
Mimo drobnych niedociągnięć książka jest ciekawa i nie warto zatrzymywać się na pierwszym tomie.
Katarzyna Boroń