Jeden dzień

Date
sie, 17, 2017

6:40

    Budzik. Z największym oporem macam ręką po zimnym parapecie i po chwili udaje mi się go wyłączyć. Leżę jeszcze przez 5 minut. Ten koc jest taki miękki i ciepły, chyba wezmę go ze sobą do szkoły. W końcu otwieram jedno oko, potem drugie. Unoszę głowę z takim trudem jakby była z ołowiu. Patrzę na tarczę zegara.

7:42

Siódma czterdzieści dwa

SIÓDMA CZTERDZIEŚCI DWA

    Jak to się stało?! Dobra spoko, mam 10 minut do autobusu, zdążę. Zaczynam maraton. Wbiegam do garderoby szczotkując zęby. Naciągając jeansy zjadam kromkę chleba. Zakładam jakiś pierwszy z brzegu top i pochłaniam parówkę. A raczej jej połowę, bo w biegu mi się złamała i jej resztkę dopadł już mój kot. Biegnę do lustra i maluję w biegu rzęsy smarując pół powiek. na więcej mnie dzisiaj nie stać, mimo że i tak po tym zabiegu mam wrażenie, że czarne smugi tuszu nad oczami sprawiają, że wyglądam jak Indianin. Boże co to za koszulka? Biegnę znów do szafy i łapię coś co wygląda ( mam nadzieję) odrobinę lepiej. Jak wystrzelona z procy wybiegam z domu, dopadam furtki iiiii…

    Jak bumerang lecę z powrotem do domu, do pokoju, bo po co iść do szkoły bez torby z dezodorantem, pudrem, szczotką i portfelem. A no i książkami. Teraz zaczyna się slalom. Próba wyminięcia kałuż po nocnej burzy. oczywiście omijam je całkiem sprytnie dopóki niefortunnie nie stanę obok jednej z nich natrafiając na błotko po kostki. A cóż by to była za strata gdyby akurat moje nowe trzewiczki nie były białe? No właśnie BYŁY. Bo już nie są.

    Na horyzoncie ukazuje się meta. Przystanek autobusowy lśni w porannym słońcu. Driftuję na zakręcie i już widzę jak zza rogu wyłania się pomarańczowo biała bestia dowożąca mnie do szkoły. Jak cudownie. Macham do znajomej, heh, znając życie ona już dotarła na przystanek z 10 minut temu. Już z daleka się ze mnie śmieje, ale co tam. Ważne, że mnie zauważyła i wstrzyma kierowcę. Doczłapuję się do autobusu a stary kierowca ze zgarbionym nosem patrzy z niesmakiem na moje buty. Patrzę na niego spod byka, bo wiem co się święci.

– Panienka to chyba tak nie wsiądzie?

A założymy się dziadku?

    Zmierzył mnie wzrokiem i uniósł brwi ani na chwilę nie zmieniając posępnego wyrazu twarzy człowieka nienawidzącego rozpieszczonej młodzieży.

    Dobra, miejmy to za sobą. Czas odtańczyć taniec hula. Potupałam kilka razy, zrobiłam dwa małe podskoki i powycierałam podeszwy o trawę.

   Szyderczy uśmieszek pojawił się na twarzy starca. Ukłoniłam się i poprawiając torbę na ramieniu wkroczyłam do autobusu w nie ubłoconych już butach. Szkoda, że spadło tylko to błoto. Brud też powinien tak spadać. To niesprawiedliwe.

– Ładny kujawiaczek.

– Dzięki, że go zagadałaś.

– Nie ma sprawy, szkoda tylko tych butów.

    Popatrzyłam na nie. Żal. Oczy bolą na ten widok. Spędziłam całą przejażdżkę autobusem wycierając moje nowiuśkie obuwie chusteczkami.

Dojeżdżamy. Jak czas?

8:40

    Spoko. O 9:00 zaczynam biolcią, zdążę jeszcze wskoczyć po bułkę na lunch. Wyskakuję z autobusu z mrukliwym „do widzenia” i trafiam p r o s t o  w  k a ł u ż ę. Przysięgam, stary zrobił to specjalnie. Usłyszałam jego chichot i drzwi się za mną zamknęły.

– Boże, daj mi siłę.

    Spoglądam w niebo, bo już nawet nie mam odwagi spojrzeć w dół. Chlup chlup w butach. Indiańskie barwy. Miano tancerki. Nieźle się zaczęło.

    Docieram do piekarni i przed wejściem zerkam mimo woli na buty. Poza okropnym przemoczonym stanem mojego obuwia dostrzegam coś jeszcze. Małe, błyszczące, metalowe obok prawej stopy. No nie. Czy los się do mnie uśmiechnął? Grosik. Szkoda, że nie stówa, ale dobre i to. Biorę i dziarsko wchodzę do sklepu.

– Dzień dobry, jedną z makiem poproszę.

– 1,99

Podaję dwuzłotówkę…

-Mogę być winna grosika?

    I jestem kwita z moim szczęściem. Jeszcze ten słodki uśmieszek sprzedającej. No nie mogę.

 

 

    Dzwonek na lekcję numer jeden. O dziwo przetrwałam ją spokojnie. (Może dlatego, że przespałam?) Drętwa wychodzę na korytarz i kieruję się prosto do automatu z kawą. Wrzucam dwuzłotówkę i czekam na podwójne expresso. Już ustawia się za mną wężyk niewyspanych dzieciaków, kiedy słyszę ciche klik oznajmiające, że mój napój jest gotowy. Żartuję, ten automat warczy jak stary traktor a zakończenie parzenia mikstury obwieszcza głośnym bulgotem. Jedną ręką podtrzymuję klapkę, a drugą chwytam ten piekielnie gorący plastikowy kubek i nie omieszkam nie uderzyć nim o klapkę zalewając sobie nadgarstek moim wywarem.

    Kieruję się w stronę klasy bardzo uważnie śledząc ludzi wokół mnie. Gdyby tylko ktoś miał zamiar wykonać agresywny ruch mam szansę uchronić kubek i resztę jego zawartości. Brawo, doszłam do sali. Mogę spokojnie usiąść na ławce naprzeciwko i napić się niebiańsko pobudzającej kawy. Siadam. Z ulgą zrzucam torbę na ziemię.

Bum. Chlup. Aua. Dokładnie w tej kolejności.

Bum – osoba, którą mam chęć zabić siada, poprawka, zwala się na ławkę, na której siedzę powodując jej wybicie do góry.

Chlup – tak, to dokładnie to. Moja kawa. Na moich jeansach.

Aua – ta sama gorąca kawa przesiąka przez spodnie parząc mi udo.

    Dzwonek. Przeżyj matmę to reszta pójdzie jak z płatka.

    Patrzę na tablicę. Przed oczami wirują mi wzory, literki, cyferki. Czy to się w ogóle da zrozumieć? Dobra, skup się. Zeszyt, długopis…zaraz, gdzie on? Nie ważne, ołówek też będzie dobry. Zaraz zapiszę równo z profesorką przykład a i będę śledzić cały przebieg liczenia. To nie może być takie trudne. Podnoszę się znad torby triumfalnie trzymając w górze ołówek. I wiecie co? Na tablicy był już przykład e. Dodatkowo mój triumfalny gest został zrozumiany jako chęć rozwiązania zadania.

 

 

    Z pałą na koncie wychodzę zrezygnowana z klasy. Przez chwilę rozważam symulację bólu głowy, ale po chwili rezygnuję. Kieruję się do łazienki i już przygotowana na brak papieru w kabinie proszę pierwszą lepszą osobę z prawej o chusteczki. Wchodzę do toalet, zerkam na lustro. Stop. Wróć. Zerkam jeszcze raz. Czarna smuga biegnie od ucha przez calutki policzek do samych ust. Musiałam wytrzeć twarz ręką umazaną od ołówka. Teraz to dopiero Indianin jak nie patrzeć. Chichoczę do samej siebie. Przybieram coraz lepsze i wyraźniejsze barwy wojenne.

    Minuta i na twarzy nie ma śladu. Wybieram pierwszą lepszą kabinę i wchodzę. Ze zdumienia aż się zatrzymałam. Nad sedesem leży wielgaśna okrągła rolka papieru. Dokładnie taka, jaką się wiesza do wycierania rąk koło umywalek. No cóż, przynajmniej woźna nie będzie 4 razy latać, myślę z uśmiechem. Chyba zbyt szybko i gwałtownie usiadłam, bo po chwili rolka znalazła się na moich plecach przez co o mało nie dostałam zawału i byłam bliska wywarzenia drzwi od kabiny.

    Parskam śmiechem i udaję się na trzecią lekcję, czyli wychowanie fizyczne. Mam nadzieję, że chociaż ono mnie pobudzi do działania. Po całej ceremonii przebierania się i robienia fryzury, która potencjalnie powinna przetrwać burzliwe 45 minut, idę na salę. Wraz z grupą zaczynamy rozgrzewkę. Po 10 minutach przychodzi czas, w którym dowiemy się cóż wuefista dla nas przygotował. Patrzę za okno. Słońce, trochę chmur. Rano było całkiem ciepło. Trawa już raczej wyschła. Obstawiam nożną, może kosza na boisku.

– Moje panie, przyszedł czas na bieganko.

    Cudownie. Podobno w pewnym momencie biegania pojawia się kryzys i jeśli się go przetrzyma to można już biec bez końca. U mnie ten kryzys trwa od pierwszego do ostatniego kroku. Lecę pierwsze kółko. E, nie jest źle. Drugie. Boże, jak ta guma od spodni pije mnie w brzuch. Piąte. Czy moje płuca są na swoim miejscu? Ostatnie. Już w sumie nie wiem czy pokonałam je biegiem czy marszem, ale jednego jestem pewna. Spacerowicz przegonił by mnie bez trudu.

 

 

    Długa przerwa. Pora na lunch. Wyjmuję bułkę z makiem za całe dwa złote i wbijam w nią zęby. Nie wierzę w to co czuję. Odgryzam ten kawałek i powoli przełykam. Czy ta babka sprzedała mi za całe dwa złote, zachowując mojego grosika – dwudniową bułkę? Świat jest podły jak ta czerstwa bułka i irytujący jak mak, który wchodzi mi między zęby.

    Po przygodzie z bułką w miarę spokojnie przebiegła reszta lekcji. Udało mi się nawet dostać całkiem pozytywną 3+ i upiekło mi się na polskim, bo profesor odwołał kartkówkę, z której wróżyłam sobie maksymalnie dwójkę.

    Wróciłam prosto do domu autobusem. Mało który tak trzęsie i rzuca na boki. Zasnęłam w tym gruchocie prawie przejeżdżając swój przystanek. Jak otworzyłam oczy właśnie na nim stał i drzwi były już otwarte. Wyprułam z miejsca i dopadłam drzwi. O mało nie potykając się o pierwszy schodek wyskoczyłam z pojazdu dostając drzwiami w nogę. Teraz już prosto do chałupki. Przywitałam się z rodzinką i zasiadłam do zupy. Ogórkowa smakowała nadzwyczaj dobrze po ciężkim dniu. Udałam się do pokoju. Wpadłam do niego potykając się o koszulkę zrzuconą z siebie nad ranem. Znów było blisko upadku, ale odzyskałam równowagę. Wściekła na ten głupi T-shirt podnoszę go i z impetem ciskam za siebie. Mamo, czemu musiałaś za mną wtedy stać? Oberwała w twarz. Otwieram usta z przerażenia, ale jej mina jest bezcenna. Wybucham śmiechem, który brzmi bardziej jak rechot żaby. Patrzy na mnie dziwnie. Jakoś zbyt poirytowana. O kurde. Ona wie. Jedynka z matmy.

 

 

    Wieczór spędziłam nad książkami i częściowo na podłodze. Mój talent doprowadził do tego, że z książką od geometrii wirując na fotelu na kółkach straciłam nad nim panowanie i znalazłam się tym wirującym pojazdem. Książka jak długa przeleciała przez cały pokój rozbijając się z plaskiem o ścianę. Doszłam do wniosku, że do trzech razy sztuka. W końcu musiałam dzisiaj zaliczyć glebę.

    Nareszcie mogę odpocząć. Ciepłe łóżeczko. Kocyk. Mięciutka poduszka. Co się tak właściwie dzisiaj stało? Wstałam lewą nogą czy co? Jest piątek trzynastego? Nie, środa przecież. Cichy sygnał telefonu oznajmia, że ktoś napisał. W ciemnościach sięgam po telefon. Włączam go i natychmiast odrzucam przeklinając samą siebie, że ustawiłam jasność ekranu na najwyższą. Dobra, kto napisał?

Mama? Co? O 1 w nocy?

,,Idź spać i nie siedź nad tym telefonem, bo wzrok sobie popsujesz.”

    To chyba jakiś żart. Jest niemożliwa. Odkładam smartfon na nocny stolik i próbuję zasnąć. Po takim dniu przyznam, że usnęłam błyskawicznie. Jest tylko jeden mały problem. Zapomniałam nastawić budzik…

Redakcja

Related Posts

Najnowsze opowiadania


Błękitne Marzenie

Był ciepły, wrześniowy wieczór. Słońce zbliżało się ku zachodowi, czerwonymi promieniami oświetlając budynki Częstochowy. Mieszczący się przy ulicy Cichej Dom studencki „Solaris” rozlokowany był w…

Piosenka

To był dzień jak każdy inny. Może trochę bardziej słoneczny. Trochę cieplejszy. Wyszłam wcześniej z pracy, było około 15:00. Szłam jak zawsze przez park. Wiatr…

Noc pozbawiona gwiazd

Wiatr wpadał przez otwarte okno poruszając cienką, białą zasłoną. Noc była czarna jak smoła. Nieoświetlona przez żadną z gwiazd. W oddali słychać było ujadanie psów…

Gamer Girl

Poniedziałek, 9 maja, godzina 16:00 BrokenVision Do środka weszła dziewczyna. Miała na sobie zdecydowanie za dużą bluzę z kapturem, podarte dżinsy i kompletnie zero jakiegokolwiek…

Najnowsze Artykuły


Co różni literaturę naukową od popularnonaukowej

W świecie literatury, zarówno naukowej, jak i popularnonaukowej, istnieje wyraźna linia demarkacyjna, choć czasem subtelna, która oddziela te dwa gatunki. Ta granica nie jest jednak…

Jak w oryginalny sposób zapakować książkę na prezent?

Pamiętaj, że piękne opakowanie dodaje dodatkowego uroku prezentowi, sprawiając, że sama chwila wręczania staje się wyjątkowa. I choć książki nie oceniamy po okładce, to jeśli…

Legenda o Świętym Mikołaju

Klasyczna legenda o Świętym Mikołaju ma swoje korzenie w historii biskupa z Myry, świętego znanego jako Mikołaj Cudotwórca, który żył w IV wieku naszej ery…

Jak Bawić się na Halloween?

Jak Bawić się na Halloween? Halloween to magiczny i tajemniczy czas pełen dreszczyku emocji, idealny dzień do świętowania z przyjaciółmi lub na chwilę samotności z…

Czym się różni dystopia od antyutopii?

Czym się różni dystopia od antyutopii? Gatunki literackie „dystopia” i „antyutopia” są często używane wymiennie, co prowadzi do pewnych nieporozumień. Mimo że oba terminy odnoszą…

Najnowsze przemyślenia


Jakie książki najlepiej czytać na wiosnę?

Wiosna to czas odrodzenia, gdy natura budzi się do życia, a my razem z nią czujemy przypływ nowej energii. To idealny moment, aby zanurzyć się…

Literatura Młodzieżowa: Most między Światami

W świecie książek, literatura młodzieżowa jest niczym most łączący światy dzieciństwa z rzeczywistością dorosłych. Choć nazwa sugeruje, że jest to kategoria przeznaczona wyłącznie dla nastolatków,…

Playlisty do książek: hit czy kit?

Playlisty do książek: hit czy kit? Muzyka i literatura to dwie sztuki, które mają zdolność przenoszenia nas w inne światy, wywoływania emocji i pobudzania wyobraźni.…

Wakacyjna przygoda ze scrapbookingiem

Scrapbooking, czyli tworzenie albumów z pamiątkami, jest wspaniałym sposobem na zachowanie wspomnień i twórcze wyrażanie siebie. Jest to też doskonały sposób na wakacyjną nudę! Jeśli…

Sposoby na książki, czyli jak zaoszczędzić, uratować i porządkować lektury!

Jeśli wasza książka razem z wami chciała się wykąpać lub nie mieliście gdzie jej schować podczas deszczu to koniecznie jak najszybciej, kiedy to będzie możliwe,…